wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 2. " Długo wyczekiwany dzień. "



~ " Człowiek nie może żyć, nie wiedząc, po co żyje. "


Nim się obejrzał minął tydzień od bezczelnego wparowania Olivera Wooda do dormitorium prefektów naczelnych. Draco nigdy nie pałał pozytywnym uczuciem do bruneta jak do każdego innego wychowanka domu Godryka Gryffindora. Kiedy zmieniło się jego podejście? Chyba jeszcze jakoś przed wojną gdy jego lodowate serce roztopiła brązowowłosa gryfonka o nieziemskiej urodzie. To wtedy status krwi i to do jakiego domu się należało przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Co prawda było jeszcze mnóstwo osób do których pałał nienawiścią i gdyby to od niego zależało wywaliłby ich z Hogwartu na zbity pysk ale jakoś powstrzymywał emocje by nie pokazać jakim negatywnym uczuciem ich darzy. Chłopak pomimo tego, że w środku uległ zmianie z jego twarzy nie znikła maska obojętności i arogancki uśmieszek. Każdy nadal miał go za podłego kobieciarza i egoistycznego ignoranta, tylko nieliczni wiedzieli jaki był naprawdę. Do dzisiaj pamiętał jak jemu, Blaisowi i Teodorowi przyszło zapłacić za nawrócenie się, do dzisiaj czuł każde Crucio w kościach i komórkach. Ale pomimo tych wszystkich przeciwności był z siebie dumny, dumny z tego, że dał radę i nie zrezygnował przy pierwszej lepszej okazji. Zdawał sobie sprawe również z tego, że zyskał szacunek nie tylko u bardzo licznej grupie czarodziei ale u kogoś takiego jak sam Potter. I choć nie dał po sobie poznać cieszył się, że udało mu się pogodzić z Wybrańcem. Zawsze podziwiał go za jego gryfońską odwagę i oddanie w imię dobra, w przeciwieństwie do Weasleya, który drze swoją piegowatą gębę gdy tylko zobaczy włochatą kulkę z ośmioma odnóżami. Codziennie zastanawiał się jak Granger mogła z kimś takim być. Ale mimo, iż narzekał na Bliznowatego czy Wieprzleja to oboje okazali się wspaniałymi przyjaciółmi z którymi na pewno trudno byłoby mu się rozstać.
- Czy pan Malfoy może odpowiedzieć na pytanie? - Z rozmyśleń wyrwał go głos nauczyciela od Mugoloznawstwa Patricka McLaggena. Jeśli Draco kogoś szczerze nie darzył sympatią bardziej od tego człowieka to był to jego zadufany w sobie syn z którym Hermiona była jakoś od początku roku. I choć obaj byli czystej krwi to znali się na tym przedmiocie jak nikt inny.
- Czy może pan powtórzyć panie profesorze? - Zapytał siląc się na uprzejmość. Dlaczego dał się namówić Granger na ten cholerny przedmiot? A, no tak. Błagała go ze łzami w oczach jako, że nikt inny nie chciał się na nie zapisać. Wyraz twarzy miała wtedy jakby sam Filch ją obmacywał po schowkach na miotły.
- Pytałem o.. - Głos McLaggena zagłuszył hogwarcki dzwonek oznajmujący tego dnia ostatnią lekcje i czas na gorący posiłek. Leniwie podniósł swój arystokratyczny tyłek odziany w dość ciasne, ciemne dżinsy i uśmiechnął się triumfująco do wyprowadzonego z równowagi nauczyciela, który nie mógł odjąć punktów jego domowi.
- Może innym razem - burknął pod nosem opuszczając klasę i kierując się do Wielkiej Sali na obiad. Przy wszystkich czterech stołach roiło się od obżerających się gęb, skinąwszy głową Harry'emu i Ronowi zajął miejsce pomiędzy Blaisem a Pansy. Spojrzał przed siebie na Angele kosztującą frytki i opartą o Notta. Koło nich siedziała Dafne ze swoją starszą siostrą : Astorią. Draconowi od razu odechciało się jeść i pragnął opuścić to pomieszczenie tak szybko jak tylko się w nim znalazł widząc uwodzący uśmieszek tej dziewuchy. Nie dość, że miała na sobie pudru więcej, niż Dumbledor zmarszczek na całym ciele to ubrała się w jakiś krwistoczerwony materiał, który więcej odsłaniał, niż zasłaniał. Dlaczego Astoria tak bardzo różniła się od swojej młodszej siostry? Tego nie wiedział nikt. istniała teoria, że któraś została podmieniona. Dafne była urocza pod każdym względem, miała piękne, długie, jasne włosy, wesołe zielone oczy, zadarty nosek, śnieżną cerę a z różowych pełnych ust rzadko schodził jej uśmiech. Astoria była brunetką o ni to zielonych ni to niebieskich oczach, z prostym nosem, usta cienkie i wiecznie zaciśnięte jakby bała się, że komuś odryzie głowę a jej policzki były tak pokryte różem, że przypominały barwę prosiaka. Do tego charaktery tak inne, że gdyby dopiero co je poznał nawet do głowy by mu nie przyszło, że obie mają na nazwisko Greengrass. Zielonooka wiecznie radosna, lubiąca imprezy, nieprzejmująca się opinią innych ślizgonka. Do tego potrafiąca pokazać pazurki i po uszy zakochana w Teodorze Nottcie z czego ten bałwan nie zdawał sobie sprawy. Brązowowłosa zaś pakująca się dosłownie do każdego łóżka, lubiąca rządzić się wszystkimi, wiecznie chodząca naburmuszona z miną jakby połknęła cytrynę i robiąca wszystkim na złość. Pominąwszy fakt, że raz gdyby nie interwencja Zabiniego miałby traumę po dziś dzień. Gdy tylko na nią spojrzał przypominał sobie jak go związała i napoiła eliksirem snu. Nie tak zachowywała się koleżanka, która chcę odrobić z kolegą prace domową. Z doświadczenia wiedział jak to jest bo nie raz uczył się z panną Wiem-To-Wszystko-Bo-Pozjadałam-Wszystkie-Rozumy-Granger. Ta gapiła się w podręczniki jak zahipnotyzowana i nie odezwała się do niego przez trzy godziny a on patrzył na nią jakby była ósmym cudem świata. Ah, Granger! Dlaczego musisz być taka wspaniała? 
- Draco, dobrze się czujesz? - Usłyszał szept przy swoim uchu. Odwrócił głowę i spojrzał w pełne troski czarne tęczówki swojej przyjaciółki.
- Tak, a dlaczego pytasz? - Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jeszcze nie nałożył sobie niczego do jedzenia.
- Bo gapisz się na Astorie od pięciu minut i wyglądasz jakbyś miał zaraz zwymiotować - odszepnęła w odpowiedzi i zanurzyła usta w kieliszku z którego sączyła sok. Draco nic nie odpowiedział tylko zaczął nakładać na talerz wielką porcje łazanek i zabrał się za nie.
- Powiedz mi Draco, co robisz dzisiaj wieczorem? - Wzdrygnął się gdy odezwała się do niego Ślizgońska piękność.
- A potrzebne Ci to wiedzieć do? - Zapytał z pełną buzią nie siląc się na jakąkolwiek grzeczność.
- Może byśmy przeszli się do Hogsmeade? - Wyczuł nadzieje w jej głosie, właśnie postanowił ją jej pozbawić.
- Astorio ile razy mam Ci tłumaczyć, że nie interesuje się Tobą ani niczym co jest z Tobą związane? - podniósł pytająco brwi wkurzony już tą całą szopką i połknął to co miał w buzi.
- Nieodwzajemniona miłość, jakie to słodkie - czarnowłosa Angela położyła sobie dłoń na sercu i spojrzała na dziewczynę z ironicznym uśmieszkiem. - Mam Ci współczuć?
Blais klasnął w dłonie i wyszczerzył się do dziewczyny jakby właśnie oznajmiła mu, że wygrali puchar Quidditcha.
- Duga Mioneczka.
- Kto? - Zpytała nie rozumiejąc Angela. W tym samym czasie Astoria odeszła od stołu i stanęła za nią ale nim ktokolwiek zdąrzył zareagować wylała jej na głowe całą zawartość szklanki. Cała sala, wraz z Draconem, Pansy, Blaisem, Dafne i zdezorientowanym Nottem na którego też trochę poleciało patrzyli na to z otwartą buzią. Nawet stół nauczycielski zatrzymał swoje czynności jakby dostali jakimś zaklęciem oszałamiającym. Na twarzy Angeli najpierw wypisany był szok, dopiero po chwili zajęło jego miejsce niepohamowana wściekłość. Wstała od stołu i odwróciła się do zadowolonej z siebie dziewczyny najwidoczniej niezdającej sobie sprawy jakie przyniesie jej to konsekwencję. Angela mimo, iż nie wyglądała na taką to była silniejsza od niejednego pałkarza z dryżyny ślizgonów i biła się naprawdę dobrze.
- Masz sekundę, żeby zniknąć mi z oczu zanim oszpecę tę Twoją piękną buźkę - wysyczała przez zęby powoli się do niej zbliżając. Pod oczami miała czarne cienie od rozmazanego makijażu a włosy całe się lepiły.
- Trzeba było się nie wtrącać, jesteś tu tydzień a zachowujesz się jak jakaś primadonna - odburknęła tamta i uniosła dumnie podbródek. Chyba nie wiedziała co ją czekało.
- A Ty zachowujesz się jak suka, myślisz, że dlaczego nikt Cię nie lubi? Nie dość, że puszczasz się na lewo i prawo to na dodatek rozstawiasz wszystkich po kątach jakbyś była nie wiadomo kim - jeśli Angela była zdenerwowana to teraz jej wściekłość osiągnęła najwyższy poziom, Draco nie raz widział jej wybuchy złości dlatego z całego serca współczuł teraz starszej Greengrass.
- Powiedziałam już żebyś się nie wtrącała! - Warknęła Astoria i już miała się na nią rzucić gdy zatrzymały ją słowa Zabiniego.
- Mioneczka to dziewczyna Smoka - odparł uśmiechnięty Blaise wiedząc, że dzięki tym słowom pogorszy sytuacje. Był przekonany o wygranej Combell dlatego chciał bardziej wkurzyć Greengrass, żeby jeszcze mocniej od Angeli oberwała.
- Draco, mówiłeś, że przyjaźnisz się tylko z tą szlamą - powiedzia z wyrzutem a jej oczy momentalnie się zaszliły.
- Bo tylko się przyjaźnimy, słuchaj Diabła a zimą będziesz w sandałkach chodzić - warknął i cisnął piorunem z oczu w stronę czarnoskórego.
- No więc widzisz Astorio, nie masz szans u Dracona więc nie pogarszaj swojej sytuacji i idź stąd - powiedziała czarnowłosa z jeszcze bardziej podłym uśmieszkiem. Astoria najwidoczniej nawet jej nie usłyszała bo dalej patrzyła na Dracona w oczekiwaniu.
- Wolisz jakąś psychicznie chorą mugolaczkę ode mnie? Żartujesz sobie? - zacisnęła usta a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Nim Draco zdążył się odezwać wybiegła z Wielkiej Sali zostawiając za sobą tłumy ludzi czekających na dalszą akcje.
- Ah, co ta miłość robi z ludźmi - odezwał się po chwili dyrektor przez co wszystkie pary oczu spoczęły na nim, uśmiechnął się do nich promiennie - Pani Combell pójdzie się ogarnąć a wy wracajcie do jedzenia - powiedział po chwili i zajął swoje miejsce zajmując się pozostałością talerza. Angela posłusznie wyszła z sali a za nią poczłapała Dafne z Pansy, Draco też podniósł się i bez żadnego pożegnania opuścił sale. Był zły, nie byłoby dnia, żeby ta idiotka Astoria nie zrobiła mu lipy. Ile można powtarzać dziewczynie, że nie lubi się jej tak jak ona go? Nie docierało do niej żadne jego słowo, miał nadzieję, że może po tej sytuacji zostawi go wreszcie w spokoju i w najlepszym wypadku rzuci się z mostu. Zaczął wspinać się po schodach i gdy wreszcie znalazł się na czwartym piętrze skręcił w zachodnie skrzydło. Jakie było jego zdziwienie gdy zobaczył rudą czuprynę Wiewióry przed drzwiami jego dormitorium trzymającą jakieś naczynie.
- Co Ty tu robisz? - Chodź nie uścisnął jej na powitanie ani nic to w głębi serca cieszył się, że wreszcie przestała się zamartwiać stanem swojej przyjaciółki i znowu jej twarz przybrała normalne kolory.
- Draco, pewnie powtarzałam Ci to tyle razy ale wiesz jak ja Cię lubię? - uśmiechnęła się do niego szczerze ale z wyraźną prośbą wypisaną w oczach - Zaniesiesz to Hermionie?
- A co to? - zapytał i zmierzył wzrokiem coś co trzymała w rękach.
- Obiad dla niej.
- A sama nie możesz? Mam do roboty ciekawsze rzeczy - odburknął i wypowiedział hasło, po korytarzu rozniósł się dźwięk otwieranych drzwi.
- Mogłabym ale mam szlaban u Snape'a. No weź, przyjaźnimy się - spróbowała przybrać smutną minę co nie bardzo wyszło z piegami na jej policzkach.
- Czy ja Ci wyglądam na skrzata domowego? - Spojrzał na nią spode łba ale wiedząc co zaraz odpowie wyrwał jej talerz i zatrzasnął drzwi przed nosem.
- Dziękuje - usłyszał jeszcze zanim znalazł się w salonie, odłożył tace z jedzeniem na stół po czym zniknął za drzwiami łazienki biorąc długi, orzeźwiający prysznic. Wysuszył włosy i pozostawił je w artystycznym nie ładzie. Ręcznikiem opatulił biodra i skierował się do swojego pokoju gdzie przebrał się w strój do Quiedditcha. Gdy wreszcie wyszykowany znalazł się w salonie połączonym z małą kuchnią wyjął z szafki dwie miski i napełnił je kocią karmą, jedną położył na ziemi wołając swoją brązową kotkę a drugą na stole obok posiłku Hermiony. Odpakował tace ze sreberka i od razu stwierdził, że Ginny najwyraźniej nie zna, aż tak dobrze swojej przyjaciółki. Nałożyła jej zmieniaki polane sosem balsamicznym, surówke z czerwonej kapusty i coś co przypominało schabowego. Przecież nawet on wie, że Hermiona nie lubi ziemniaków! Jednym sprawnym zaklęciem zamienił obiad przygotowany przez rudą na wielką porcje spaghetti carbonara i idąc z tym i z miską wypełnionią kawałkami wołowiny z galaretką w sosie wszedł bez pukania do jej pokoju. Krzywołap od razu zerwał się z łóżka swojej pani podbiegając na krótkich, grubych łapkach do blondyna, który dokarmiał go od trzech tygodni bo jego pani była na skraju załamiania. Postawił mu miskę i podrapał za uchem co wywołało pomruk zadowolenia u sierściucha.. Następnie doszedł do łóżka Hermiony, która leżała na brzuchu z twarzą przykrytą garścią loków niemytych chyba od czasów samego Salazara Slytherina i puknął ją lekko w ramię. Dziewczyna otworzyła oczy i odgarnęła kosmyki wchodzące jej w oczy po czym podniosła wzrok. Widząc go kąciki jej ust delikatnie drgnęły ku górze i poderwała się z miejsca by się do niego przytulić. Draco wiedział, że Hermiona bardzo się do niego przywiązała tak jak on do niej, ale nie sądził, że gdy tu przyjdzie ona rzuci mu się w ramiona, w końcu od trzech tygodni nie wychodziła z łóżka. Gdyby wiedział, że tak właśnie się zachowa już dawno by tu przyszedł ale on jak tchórz tylko karmił jej kota po czym opuszczał pokój jak najszybciej nie chcąc jej denerwować. Delikatnie położył talerz na szafce nocnej i objął ją swoimi silnymi ramionami wdychając dobrze znany mu zapach jej skóry. Mocniej wtuliła się w jego klatkę piersiową a on delikatnie gładził ją po plecach.
- Brakowało mi Ciebie - szepnęła drżącym głosem, Draco uśmiechnął się pod nosem ciesząc się jak idiota.
- Mi Ciebie też - odparł i po mimo swojej niechęci odsunął ją lekko od siebie. - Przyniosłem Ci obiad - wskazał głową na talerz.
- Skąd wiedziałeś? - Uśmiechnęła się do niego widząc jego zawartość.
- Zawsze kiedy miałaś doła żarłaś je bez opamiętania - odparł a ona po raz kolejny mocno go przytuliła i pociągnęła na łóżko biorąc ze sobą talerz. Gdy jadła Draco w milczeniu przypatrywał się jej poczynaniom i nie krył zadowolenia, że dziewczyna wreszcie spożywa jakiś posiłek. Miał szczerą nadzieje, że wszystko teraz wróci do normy, jednak chyba najbardziej cieszyła go myśl, że nie będzie musiał sam uczestniczyć na zajęciach tego kretyna McLaggena.
- Co postanowiłaś? - Zapytał gdy skończyła jeść.
- Co masz na myśli? - Zapytała. Blondyn zobaczył, że na policzku jest lekko brudna od sosu, podniósł rękę i star kciukiem plamkę co wywołało u niej rumieńce.
- Wrócisz na zajęcia?
Dziewczyna spojrzała na niego z obawą i momentalnie się od niego odsunęła.
- Ja...Ja nie jestem jeszcze na to gotowa Draco - szepnęła a pod powiekami zebrały jej się łzy.
- To kiedy będziesz? Siedzisz tu od trzech tygodni. Wiesz ile Cię ominęło? - Pomimo jej smutnej miny jemu nie schodził z twarzy uśmiech, w końcu od wielu dni z nią nie rozmawiał a teraz wreszcie miał ku temu okazje. - Poza tym nie masz wyboru, wiem o Oliverze. Jeśli chcesz dalej być uczennicą Hogwartu musisz zacząć zachowywać się jak ona.
- Wiem ale to takie trudne, wszyscy będą mnie wytykać palcami - odparła przyciągając kolana pod brodę i opierając się o ścianę. Robiła tak zawsze gdy była smutna, zła albo czymś zmartwiona.
- A co Cię obchodzą inni? Jesteś osobą lubianą więc wszyscy będą zbyt szczęśliwi Twoim powrotem, niż jakimiś głupimi plotkami na ten temat - położył jej dłoń na ramieniu. Spojrzała na niego swoimi orzechowymi tęczówkami z nadzieją, że chłopak ma racje.
- Dziękuje Draco -  uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek. Draco wyszczerzył się zadowolony i zerwał z kanapy kierując się do wyjścia.
- Idę na trening ale wieczorem możemy zjeść razem kolacje w salonie jeśli chcesz.
- Chętnie, do zobaczenia Malfoy.
Na jego twarzy znowu zagościł uśmiech słysząc swoje nazwisko wypowiedziane z jej malinowych ust, w jej wykonaniu wcale nie brzmiało jak nazwisko byłego śmierciożercy.
- Do zobaczania Granger - podkreślił ostatnie słowo i opuścił jej pokój zadowolony takim rozwojem sytuacji.

Angela tuż po tym jak zmyła z siebie sok dyniowy i pożegnała się z dziewczynami zaszyła się w bibliotece w towarzystwie Teodora na resztę dnia. Pomagał jej w nadgonieniu zaległości, które miała gdyż w szkole w Japonii gdzie ona uczestniczyła był kompletnie inny program nauczania. Polubiła już tego chłopaka dwa lata temu gdy Draco przedstawił ich sobie na swojej urodzinowej imprezie, umówiła się z nim na następny raz a ich spotkania wkrótce zaczęły być regularne. Spotykali się w ferie świąteczne, wakacje i inne dni kiedy akurat byli poza terenem szkoły a ich znajomość w końcu przerodziła się w prawdziwą przyjaźń. Chłopak pocieszał ją po złamanym sercu a ona jego po nieudanym związku, to chyba wtedy połączyła ich ta silna więź. Uśmiechnęła się na samo wspomnienie ich pierwszego spotkania po czym wróciła do studiowania podręcznika, który leżał przed nią na stole. Cieszyła się, że jej mózg bardzo chętnie wpaja wiedzę bo dzięki temu nadrobiła prawie wszystkie materiały w tydzień. Została jej jedynie OPCM z profesorem Snape'em, która wyjątkowa trudno wchodziła jej do głowy. Nie wiedziała czy to przez to, że facet patrzył na nią zawsze jakby zamordowała mu matkę czy przez te jego tłuste, wiecznie zaczesane do tyłu włosy, które gdy tylko zamykała oczy od razu jej się przypominały. Ale musiała przyznać, że pomimo tych rzeczy strasznie ją pociągał. Miał dobrze zbudowaną klatę, gdyż raz gdy odwiedziła jego pokój idąc po plan lekcji był prosto po prysznicu a jedyne co na sobie miał to krótki ręcznik obwieszony wokół bioder. Ramiona miał umięśnione a o łydkach i biodrach to już nie wspominała, do tego ta twarz z której wiecznie nie schodził cyniczny uśmieszek, zupełnie jak u Smoka. Pamiętała jak bardzo się powstrzymywała aby nie pociągnąć za ten ręcznik i rzucić się na niego. Teraz gdy tak o tym myślała zalewała ją fala wstydu na to wspomnienie. No ale cóż w każdej szkole jest nauczyciel na którego leci jakaś uczennica, prawda?
- Skończyłaś już?
Podniosła wzrok z nad książki i spojrzała w ciemne oczy Notta, pokiwała przecząco głową i dopiero teraz zauważyła, że chłopak zbierał się już do wyjścia.
- Gdzieś idziesz?
- Mam trening ale jak skończę od razu do Ciebie przyjdę, poradzisz sobie sama przez dwie godzinki? - Uśmiechnął się do niej i wstał z krzesła.
- Jasne - odwzajemniła uśmiech, chłopak podchodząc do niej pochylił się i musnął ustami jej policzek po czym szybko opuścił bibliotekę musząc się jeszcze przebrać.
Oparła się wygodniej o krzesło przez, które jutro na pewno będzie bolał ją kręgosłup i wypuściła głośno powietrze z płuc rozmasowywując sobie skronie. Miała tej nauki serdecznie dość ale nie mogła odpuścić bo nie chciała mieć złych ocen, zwłaszcza z przedmiotu profesora Snape'a. Przeczytała po raz kolejny tekst napisany pogrubioną czcionką i westchnęła nic z tego nie rozumiejąc.
- No pięknie, jak tak dalej pójdzie to na pewno mu nie zaimponuje - burknęła pod nosem nie zdając sobie sprawy z czyjejś obecności. Dopiero dźwięk odsuwanego krzesła ją o tym uświadomił.
Spojrzała na szczerzącego się jak głupi do sera czarnoskórego chłopaka.
- Nie wiesz, że przysiadanie się bez pozwolenia jest niegrzeczne? - podniosła pytająco brwi.
- Dean - wyciągnął do niej rękę - Dean Thomas.
- Angela Combell - uścisnęła jego dłoń i wróciła wzrokiem do śledzonego tekstu, nie miała ochoty na towarzystwo.
- Wiesz Angelo, od tygodnia tak Cię obserwuje i muszę przyznać, że zaimponowałaś mi swoją urodą a przede wszystkim wiedzą. W sobotę jest organizowany dla wszystkich uczniów wypad do Hogsmeade, nie zachciałabyś mi towarzyszyć? - Uśmiechnął się do niej jeszcze szerzej o ile było to w ogóle możliwe.
- Nie - odpowiedziała nawet na niego nie patrząc. - Nie będę owijała w bawełnę, jestem lesbijką - odparła bez namysłu i spojrzała triumfująco na jego szok wymalowany na twarzy, podłamany pożegnał się grzecznie, że właśnie dziewczyna, którą się zainteresował okazała się innej orientacji i nie obdarowywując ją już jakimkolwiek spojrzeniem zostawił ją samą. Mało się nie roześmiała z jego reakcji ale wiedziała jaka jest bibliotekarka i że od razu by ją wyrzuciła. Dlatego też uśmiechnęła się tylko i cieszyła , że wreszcie ma spokój. A chłopak? Chłopak nie dawał jej innego wyjścia, musiała go jakoś delikatnie spławić.


Od Autorki : Witam po miesiącu, przepraszam ale nie dałam rady wcześniej napisać rozdziału. Pewnie niektórzy nie są zadowoleni z rozwoju sytuacji ale wolę Hermionie jako silną kobiete a nie naburmuszoną dziewczyne, która nie radzi sobie z problemami.
Niedługo zmienie szablon i chciałabym znać waszą opinie. Czy lepszy był poprzedni czy ten co teraz będę mieć, mam nadzieję, że mogę na was liczyć.
Chcę również powiedzieć, że wszystkie rozdziały, linki, które mi wysłaliście a na które jeszcze nie zajrzałam to zrobię to jak najszybciej, gdyż nie miałam ostatnio na nic czasu. Również informuje, że linki blogów, które czytam dzisiaj jeszcze zostaną zapisane w zakładce POKÓJ WSPÓLNY.
Do zobaczenia i życzę wam Szczęśliwego Nowego Roku. ;))

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 1. " Pożeracz chęci. "



~ " Istniejemy, póki ktoś o nas pamięta. "


Nieobecna wpatrywała się w kominek gdzie płomienie walczyły ze sobą zajadle. Oczy zaszklone, twarz bez wyrazu a po bladych policzkach ciekły strumienie łez. Czuła się pusta od środka, tak jakby nie posiadała żadnych wewnętrznych organów i komórek dzięki, którym mogłaby normalnie funkcjonować. Przed oczami miała tylko widok przyjaciółki leżącej na ziemi i myśl o tym co mogło doprowadzić ją do takiego czynu. Już dawno zauważyła, że z Hermioną jest coś nie w porządku, próbowała z nią porozmawiać ale była jak księga z działu zakazanych. Rok zaczął się dwa miesiące temu a młoda Granger od dwóch tygodni nie wychodziła ze swojego pokoju, nie mówiła ani słowa i smutnymi oczami wpatrywała się w sufit. Ginny pamiętała wszystko jakby to było wczoraj a minęło już 14 dni, 14 długich dni odkąd ruda nie mogła zmrużyć oka zastanawiając się ciągle nad obecną sytuacją. Nie mogła udawać, że wszystko jest w porządku gdy tak naprawdę nic nie było, mogła tylko siedzieć bezradna i czekać. Ale im dłużej czekała w tym gorszym była stanie.
- Ginevro. - cichy szept wydobył się się z czyjegoś gardła przy jej uchu. Nie zwracała na niego uwagi ale osoba się nie poddawała, położyła dłoń na jej ramieniu. - Ginevro.
Przechyliła lekko głowę i spojrzała zapłakanymi oczami w brązowe tęczówki chłopaka.
- O co chodzi? - zapytała cicho drżącym głosem.
- Chodź coś zjeść. - wyciągnął do niej rękę ale ją zignorowała, po co miałaby iść na kolacje skoro nie przełknełaby ani kęsa?
Chłopak westchnął, wstał z kanapy stając na przeciwko niej i uklęknął. Wziął w dłonie jej drobną, zimną twarz i spojrzał w oczy, które kiedyś tryskały radością a teraz nie wyrażały żadnych emocji prócz cierpienia.
Jego też to wszystko przytłaczało, próba samobójcza Hermiony wstrząsnęła nim tak jak każdym w Hogwarcie. Nikt nie mógł uwierzyć, że ta inteligentna i zawsze uśmiechnięta gryfonka postanowiła odebrać sobie życie. Nieraz przyłapał się na myśleniu o tym co ją do tego skłoniło i ile musiała znieść bólu, że podjęła właśnie taką decyzje. Była najlepszą przyjaciółką dziewczyny, którą się interesował a i on zaczynał się z nią zaprzyjaźniać. Dogadywali się, często ją rozśmieszał gdy ta była naburmuszona przez jego przyjaciela, nawet status krwi już dawno przestał mieć znaczenie. Do głowy by mu nie przyszło, że tego dnia gdy wraz z Draconem pili we wspólnym salonie prefektów naczelnych ona za ścianą wcale nie walczyła o ostatni oddech. Krzyk zrozpaczonej Ginevry do tej pory go prześladował, tak jakby ciągle była puszczana ta sama płyta.
' - Powiedziałeś już wiewiórze? - zapytał zaciekawiony blondyn dokańczając ognistą ze szklanki.
- Chciałem to dzisiaj zrobić ale nie było okazji, poza tym nadal nie jestem pewny tej decyzji. Boję się, że mnie odrzuci.- odparł sącząc alkohol. Chciał dolać koledze ale ten zaprzeczył machnięciem ręki.
- Za półtorej godziny mam dyżur, nie chce znowu ogłuchnąć gdy Granger będzie darła ryja gdy przyjde zalany w trupa.
Ciemnoskóry wzruszył tylko ramionami i się roześmiał na wspomnienie rozśwcieczonej gryfonki i ślizgona trzymającego się za głowę. 
- To było epickie. - klepnął go mocno w plecy przez co Malfoy o mało nie spadł z kanapy. Posłał mu jeden ze swoich srogich spojrzeń.
- Epickie? - doprowadził się do ładu i przeczesał dłonią włosy. - Stary, prawie mi bębenki uszne uszkodziła.
Blaise uśmiechnął się pokazując rząd białych zębów. Był przekonany, że gdyby Malfoy był kobietą już by się na niego rzucił zrywając jego ulubioną fioletową koszule. Nagle do pokoju jak torpeda wpadła ognistowłosa z uśmiechem od ucha do ucha, Zabini wiedział, że w pobliżu tej dziewczyny nie można się smucić, zarażała wszystkich swoim pozytywnym nastawieniem.
- Kto jest najmądrzejszą uczennicą w szkole i dostał Wybitną z transmutacji? - wypięła piersi i podniosła dumnie brodę. - Ta dziewczyna. - wskazała na siebie kciukiem i się roześmiała. 
- Ściągałaś. - rzucił Draco i przyjrzał się dokładnie młodszej gryfonce.
- Jak można ściągać na Transmutacji Malfoy? - podniosła pytająco brwi i oparła dłonie na biodrach. - Zresztą nieważne, nawet Ty mi nie popsujesz tego dnia. Idę podziękować Mionce za pomoc. 
Skierowała się do drzwi od pokoju dziewczyny ale gdy chwyciła za klamkę okazały się zamknięte. 
- Dziwne. - mruknęła i odwróciła się do chłopaków. - Hermiona gdzieś wychodziła?
- Nie. Pewnie znowu uczy się jakiejś książki na pamięć i Cie nie słyszy. - odpowiedział z kpiną siedzący do niej tyłem Draco. Wyciągnęła różdżkę z prawego karmelowego kozaka, były tak długie, że spokojnie się zmieściła. Razem z Hermioną wpadła na ten pomysł gdy oglądały jeden z mugolskich seriali o czarodziejach. 
- Alohomora. - usłyszała przekręt zamka i drzwi ustąpiły.
Blaise przypatrywał się chwile Ginny po czym wstał z zamiarem wzięcia drugiej butelki z blatu gdy po całym dormitorium rozległ się krzyk dziewczyny. Po plecach przeszły mu ciarki, spojrzał ukradkiem na przyjaciela, który też nie wiedział co się dzieje. Chwile patrzyli sobie w oczy po czym skinęli głowami i oboje ruszyli w kierunku pokoju starszej gryfonki. Widok, który tam zastał sprawił, że ugięły się pod nim kolana.'
Potrząsnął głową chcąc pozbyć się wspomnienia, nie tak chciał spędzić tamten dzień. Miał nadzieje na wyznanie prawdy rudej o jego uczuciach ale do tej pory nie miał okazji, gdyż dziewczyna nie zwracała na niego uwagi zbyt pochłonięta myślami. Zdał sobie sprawę, że ciągle przed nią klęczy i trzyma jej twarz w dłoniach, podniósł się ale usiadł obok niej i ją przytulił. Ta tylko wtuliła się mocniej w jego klatkę piersiową i dała popłynąć kolejnym łzom ze zmęczonych oczu. Jedną ręką gładził ją po plecach a drugą głaskał po włosach, po chwili jednak trochę się uspokoiła i odsunęła się. Wstała i bez żadnego słowa zatrzasnęła się w łazience. Pokiwał tylko ze zrezygnowania głową i wygodniej się rozsiadł. W tym samym czasie drzwi od dormitorium otworzyły się i wszedł przez nie Draco w obecności czarnowłosej dziewczyny. Blaise zerwał się z miejsca i momentalnie do niej podbiegł zamykając w mocnym uścisku. 
- Spokojnie Blaise bo mnie udusisz. - roześmiała się i również objęła chłopaka. 
- Jak ja za Tobą tęskniłem Angelo. - odparł i zaprowadził ją na jeden z foteli a sam zajął miejsce na przeciwko. Draco zaś wyjął butelkę ognistej oraz trzy szklanki i zajął miejsce obok przyjaciela na kanapie. 
- Miałaś zacząć naukę od września a nie w środku listopada. - spiorunował ją wzrokiem ale zaraz obdarzył kolejnym uśmiechem. 
- Musiałam zostać dłużej w San Diego, babcia zachorowała i musiałam się nią zająć. Na szczęście ma już zapewnionią opiekę więc wróciłam. - odparła i spojrzała na niego ciemnymi oczami pełnymi szczęścia. Blaise podkochiwał się kiedyś w młodej Angeli ale ta wolała pozostać w przyjacielskich stosunkach ze względu na to, że sama była w kimś już zakochana. Teraz również dostrzegał jej zalety. Rysy twarzy jak anioła, mały śliczny nosek, oczy prawie czarne, długie falowane włosy takiego samego koloru, śnieżna cera i te usta, które aż prosiły się o to by je całować. Jednak już nie czuł tych dobrze znanych mu motylków w brzuchu, które towarzyszyły mu gdy młoda Weasley znajdowała się w pobliżu. Przypomniał sobie nagle jak zobaczył ją na peronie, szła z wielkim kufrem w towarzystwie Hermiony, Wybrańca i Wiepszleja i śmiała się z jakiegoś głupiego żartu Pottera. Już wtedy wiedział, że rok szkolny z tą gryfonką nie będzie taki nudny. 
- Czy Ty mnie w ogóle słuchasz? - ocknął się i spojrzał na czarnowłosą.
- Możesz powtórzyć? - zapytał i lekko się uśmiechnął przepraszając. 
- Pytałam się czy kogoś poznałeś ale po Twojej nieobecnej minie odpowiedź już znam. - wyszczerzyła się i wstała zajmując miejsce po środku ślizgonów. - Tak w ogóle gdy byś chciał wiedzieć to zostałam przydzielona do Slytherinu. 
- Z takim charakterem nie dziwie się tiarze. - odburknął Draco pod nosem na co Zabini wybuchł śmiechem. 
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne Draco! - trzepnęła go w tył głowy na co ten spojrzał na nią zaskoczony po czym wciągnął na swoje kolana. 
- I tak wiem, że mnie kochasz. - uśmiechnął się złośliwie i złapał tak, że nie mogła się ruszyć, jedną ręką zaczął ją gilgotać co wywołało szarpanie się u dziewczyny i śmiech. 
- Draco puszczaj. - miotała się we wszystkie strony ale nie ustępował. - No proszę! 
- A co będę z tego miał? - podniósł pytająco brwi.
- Satysfakcje.
- Nie, powiedz, że jestem najprzystojniejszym chłopakiem z jakim kiedykolwiek przyszło Ci rozmawiać. - dołączył drugą dłoń do gilgotania dziewczyny. 
- Dobrze, już dobrze! Jesteś najprzystojniejszym chłopakiem z jakim kiedykolwiek przyszło mi rozmawiać! - krzyknęła przez łzy. - A teraz na wszystkich merlinów puść mnie!
Chłopak zluźnił uścisk a ta zerwała się jak poparzona i skarciła go wzrokiem. 
- Wiesz, że tego nie lubię. - warknęła i odwróciła się do niego tyłem.
- Wiem. - powiedział kąśliwie i pociągnął ją za nadgarstek, żeby usiadła z powrotem. Niechętnie zajęła miejsce.
- Nienawidze Cie. - wytknęła mu język i przybliżyła się bardziej do czarnoskórego, który patrzył na przyjaciół śmiejąc się. 
- I tak Cie kocham. - cmoknął ją w policzek ale ta tylko machnęła ręką, po chwili jednak roześmiała się a Draco wraz z Zabinim dotrzymali jej towarzystwa. Blondyn jednak momentalnie się opanował przypominając sobie o sytuacji z przed dwóch tygodni i spojrzał w strone drzwi gryfonki.
- Wychodziła może? - zapytał się Zabiniego ale pokręcił przecząco głową, westchnął. 
- Kto taki? - czarnowłosa spojrzała na niego.
- Nikt, nie ważne. - odburknął.
- No to może ktoś raczy poczęstować mnie szklaneczką ognistej co? - wzruszyła ramionami i klasnęła w dłonie ignorując zachowanie chłopaka.
- Ciebie? Przecież Ty masz słabą głowę, już po jednej będziesz leżała. - zawtórował jej Draco na co prychnęła. 
- A chcesz się założyć, że wypije więcej od Ciebie? - już sięgała po alkohol ale ktoś znowu wtargnął do dormitorium nieproszony a Ginny w tym czasie wyszła z łazienki. Trójka ślizgonów podniosła wzrok i patrzyła na byłego gryfona, który cztery lata temu ukończył Hogwart. Ginny na jego widok rzuciła mu się w ramiona a Blaise z Zabinim patrzyli na to z przymrużonych powiek. Tylko Angela była zaciekawiona nowym gościem i dziewczyną o rudych włosach, gdyż zobaczyła zazdrosne spojrzenie Zabiniego. W duchu bardzo cieszyła się, że chłopak sobie ją odpuścił bo widziała jak cierpiał a jej zbyt mocno na nim zależało, żeby na to patrzeć.
- Oliver Wood. - warknął Draco wstając z kanapy. - Matka nie nauczyła Cie, że wypada zapukać?
- Nie przyszedłem do Ciebie Malfoy. - powiedział spokojnie i spojrzał na tulącą się do niego dziewczyne, wyglądała jak siedem nieszczęść. - Ginny mogłabyś mi pokazać gdzie jest Hermiona? 
Pokiwała głową i wzkazała palcem drzwi na których widniał herb jej domu, gdy Oliver ruszył w tamtą strone spojrzała na Blaise i na siedzącą obok niego dziewczyne, bardzo ładną dziewczyne. Obrzuciła ją tylko nienawistnym spojrzeniem i wyszła trzaskając drzwiami.

Leżała przykryta pod samą szyje kołdrą z przymkniętymi oczami. Ciągle karciła się za to, że nie wybrała skuteczniejszego sposobu a nie badziewnych tabletek, które na nic się nie przydały. Nie wiedziała nawet po co w ogóle ją ratowali, nie mogli dać jej odejść? W końcu sama tego chciała a oni nie mieli prawa ingerować w jej decyzje. Powinni ją zostawić i dać odejść w spokoju wtedy kiedy tego chciała. Była wściekła na wszystkich, zwłaszcza na Ginny, która ją znalazła. Jednak nie mogła się na nią gniewać zbyt długo, gdyż za bardzo jej na niej zależało. Ruda przychodziła codziennie do niej i próbowała wyciągnąć jakiekolwiek informacje ale bez skutku. Nie mogła nic nikomu powiedzieć, za bardzo się bała. Wstydziła się również tego jak później będą na nią patrzeć i wytykać palcami. Nie zniosła by kolejnym kąśliwych uwag skierowanych pod jej adresem. Po starciu i pokonaniu Voldemorta stała się słaba, zamknięta w sobie. A sytuacje szkolne wcale jej nie pomagały, wręcz przeciwnie. Jeszcze bardziej zmotywowały ją do zakończenia tego wszystkiego. Co chwilę zza drzwi słyszała donośne śmiechy i zazdrościła tym ludzią. Zazdrościła im tego, że potrafili cieszyć się z życia gdy ona kroczyła po dnie. Kiedy oni świetnie się bawili a ona leżała i nic nie robiła aby zmienić nastawienie. No bo po co? Czuła się zbędna, była tylko kolejną czarodziejką chodzącą do szkoły magii i czarodziejstwa, wcale nie różniącą się od innych, no bo co było w niej nadzwyczajnego? Nic, zupełnie nic.
Usłyszała, że ktoś otwiera drzwi do jej pokoju. Pewna, że to znowu Ginny nawet nie otworzyła oczu. Gdy poczuła czyiś oddech na swojej twarzy i mocny zapach męskich perfum dopiero wtedy podniosła powieki. Gdy go zobaczyła momentalnie jej źrenice się rozszerzyły z zaskoczenia.
- Widzę, że nie śpisz. - powiedział chłopak i uśmiechnął się do niej lekko.
Naciągnęła kołdrę na twarz nie chcąc z nim rozmawiać, mocno przymknęła oczy prosząc Boga aby tylko się nie rozpłakała.
Wood delikatnie chwycił za róg kołdry i odkrył twarz dziewczyny wraz z ramionami, wyglądała okropnie. Blada, wychudzona, podkrążone oczy i włosy w nieładzie. Jak człowiek może się doprowadzić do czegoś takiego?
- Hermiono. - szepnął lekko ją potrząsając.
- Co Cie tu sprowadza? - zapytała cicho odwracając się do niego tyłem, czuła jak materac ugina się pod jego ciężarem.
- Chce porozmawiać. - odparł spokojnie, już nie raz musiał przeprowadzać takie rozmowy ale jeszcze nie robił tego z dawną przyjaciółką.
- Nie zamierzam o tym z Tobą rozmawiać więc możesz już sobie iść.
- Hermiono... - zaczął ale dziewczyna mu przerwała.
- Nie będę powtarzać. - warknęła i podniosła się do pozycji siedzącej mierząc go surowym wzrokiem. - Idź już.
Widząc, że chłopak nie ruszył się z miejsca opadła na poduszkę i nie zwracała na niego uwagi, zdenerwował się.
- Nie będę owijał w bawełnę, ze Świętego Munga mnie tu wysłali. Myślą, że zagrażasz sobie i osobą w swoim otoczeniu. - powiedział na jednym wdechu, wolał być szczery a nie łżeć.
- No to lepiej niech nie myślą bo im to nie wychodzi. Jeśli już skończyłeś to proszę o opuszczenie mojego pokoju, nie mam ochoty na towarzystwo.
Spojrzał na nią zaskoczony i potrząsnął głową, nie mógł przyzwyczaić się do nowej Hermiony.
- Posłuchaj Granger, jeśli nie zaczniesz normalnie funkcjonować zamkną Cie. Tego chcesz? Powiedz mi co się stało z tamtą Hermioną, która nie dawała se w kasze dmuchać? Która nigdy się nie poddawała? Gdzie ona jest?
- Hermiona, którą znałeś już dawno umarła Oliverze. - odwróciła się do niego ze smutnym wyrazem twarzy.
- Sama nie wierzysz w to co mówisz, tamta Hermiona zawsze w Tobie będzie, czy tego chcesz czy nie. Ale to Ty musisz chcieć, żeby wróciła. - przymknął oczy bo nie wiedział jak z nią rozmawiać, zawsze była uparta i trudno było cokolwiek z niej wyciągnąć. Mógł co prawda użyć ligilimencji ale nie chciał jeszcze bardziej tracić zaufania dziewczyny. Jego zadaniem było dowiedzenie się prawdy ale z kimś takim nie miał szans na to.
- Wcale nie chce, żeby wracała.
Poczuł jak wszystko w nim wrze, co się do cholery działo z tą dziewuchą? Nie taką Hermione zapamiętał... Przybliżył się i mocno złapał ją za ramiona.
- Posłuchaj, przyszedłem tutaj w dobrych zamiarach, chcę Ci pomóc, wszyscy chcą. Nie obchodzi Cie jak czuje się przez Ciebie Ginny? Odpychasz ją i nie potrafisz z nią normalnie porozmawiać, izolujesz się od wszystkich Hermiono. Naprawdę jesteś taką egoistką, że myślisz tylko o sobie?
- To teraz Ty mnie posłuchaj... - wyrwała się i wstała z łóżka. - Nie wiesz przez ile przeszłam więc nie masz prawa mnie oceniać bo sam wcale nie jesteś święty. Potrafię sama o siebie zadbać, więc przestańcie się wtrącać w moje życie. To była moja decyzja a żadne z was nie miało prawa mi jej odbierać. A teraz opuść to pomieszczenie zanim wyprowadzisz mnie całkowicie z równowagi. - w oczach zbierały jej się łzy ale zachowała kamienny wyraz twarzy. Nie mogła teraz zmięknąć, nie przy nim.
- Właśnie widać jak sobie radzisz Hermiono, próbując się zabić! - wstał i doszedł do niej.
- Nie Twój interes, będę chciała to zrobię to jeszcze raz i zadbam o to, żeby żadne z wam mnie nie znalazło!
- Czy Ty siebie słyszysz, kompletnie Ci odbiło! - złapał się za głowe zamykając oczy.
- Przestań się mieszać w moje życie, nie masz własnego?! - krzyknęła na niego wśiekła, sprawiała mu ból ale teraz to się dla niej nie liczyło. Czego Ci wszyscy ludzie od niej chcą? Przecież nie pragnęła tak dużo, tylko spokoju. A oni muszą naciskać psując wszystko.
- A nie przyszło Ci do głowy, że mi na Tobie zależy?
- Zależy? Nie potrafiłeś przez cztery lata wysłać nawet wiadomości do Harry'ego czy Rona, więc nie mów mi, że Ci zależy bo w to nie uwierzę! A teraz wynoś się stąd!
- Hermiono. - wypowiedział jej imię ledwo słyszalnie, nie potrafił rozstać się z nią w takiej złości. Zresztą co powie w Świętym Mungu? Wysłali go tylko dlatego, że się zgłosił, takto dziewczynie trafiłby się ktoś surowy kto nie obdarzając jej jakąkolwiek rozmową teleportował się z nią i zamknął w izolatce jak kogoś psychicznie chorego.
- Nie zrozumiałeś czy mam przeliterować?
Spojrzał na nią jeszcze ukradkiem zanim doszedł do drzwi, ta świadomość, że ona gnije w czterech ścianach niszczyła i jego. Pozostała mu jedynie nadzieja, że dziewczyna się opamięta.
- Daje Ci tydzień, później już nie ode mnie będzie zależała Twoja przyszłość.
Obdarzył ją smutnym wzrokiem i wyszedł zamykając zbyt głośno drzwi. Hermiona rzuciła się na łóżko i krzyknęła w poduszkę uwalniając łzy, pieprzony Oliver!



Od autorki : Ohayo. Może na początku się przedstawie, nazywam się Angelika ale używam nicku Eve lin. W świecie blogspotu jestem dość sporo czasu, prowadze trzy blogi. Po pewnym czasie zdecydowałam się również na własną historie Dramione jako, że jestem fanatyczką tego paringu. Historia całkowicie wyjęta z mojej głowy więc oskarżenia o jakiegokolwiek kopiowanie będą nie na miejscu. Sama nie jestem za papugowaniem treści czyiś blogów więc nie posunęłabym się do takich środków. Mam nadzieje, że wszystko jasne.
Chcę podziękować za komentarze pod prologiem, choć nie było ich wiele to wszystkie mnie zmotywały za co jeszcze raz bardzo wam dziękuje, odwiedzającym również.
Proszę was też o pozostawienie swojej opini pod rozdziałem, nic nie sprawia takiej radości jak czytelnicy. Piszę dla siebie i dla was więc raczcie chociaż skomentować moją prace. Nie będę wymuszała komentarzy bo to nie w moim stylu ale muszę wiedzieć czy w ogóle jest sens pisać gdy nikogo tu nie będzie.
Rozdziały mogą pojawiać się co tydzień, dwa lub trzy. Zależy czy nauczyciele będą torturowali mnie nauką i jakie będę mieć oceny, postaram się pisać często.
Jeśli macie ochotę zapoznać się z bohaterami zapraszam do zakładki WYSTĘPUJĄ.
Linki do blogów w SPAMIE.
No cóż, to na tyle, do zobaczenia do rozdziału 2. ;))
P.S. Mam nadzieję, że się podobało, mnie osobiście nawet bardzo a rzadko jestem zadowolona ze swojej twórczości. Jeśli kogoś zawiodłam, przykro mi. Taki właśnie mam styl pisania i nie zamierzam go zminiać.

sobota, 23 listopada 2013

Prolog



~ " Są noce, gdy przyszłość traci wszelką wage, a spośród wszystkich jej chwil pozostaje tyko ta, w której postanowimy skończyć ze sobą. "


Cel życia? Chyba każdy zastanawia się jaki ma cel w życiu i co w nim osiągnie. Jednakże jest jeszcze rzecz, która żadnego człowieka nie ominie, śmierć. Śmierć może spotkać nas wszędzie, we śnie, na ulicy, za zakrętem, w szkole, w pracy czy w domu. Aczkolwiek istnieje jeszcze jeden rodzaj śmierci, samobójstwo. Niektórzy mówią, że samobójcy to tchórze, którzy nie mogą poradzić sobie z własnymi problemami a inni spostrzegają to w bardziej realny sposób, wierzą, że człowiek musiał doświadczyć potwornej krzywdy aby posunąć się do takich środków. Nie zmienia to jednak faktu, że gdy zdecydujesz się na taki krok nie ma odwrotu. Nie wiadomo czy w ostatniej chwili Cie uratują gdy przypomnisz sobie, że jednak masz po co żyć, gdy zobaczysz jednak przebłysk nadziei w swoim marnym życiu. Nie myślisz wtedy o przyszłości, wszystko się dla Ciebie zatrzymuje i istnieje tylko ta chwila. Rodzina, przyjaciele i miłość idą w niepamięć a Ty myślisz tylko o tym aby zakończyć swoje cierpienie jednym czynem.
Hermiona Jean Granger była właśnie w takiej sytuacji. Chciała uwolnić się od łańuchów, które obarczały jej ramiona. Nie pragnęła niczego innego jak uwolnienie się od tego co kiedyś nazywała życiem. Zapomniała o każdej dobrej chwili, o każdym czynie i przyjemnym doznaniu i skupiła się na samych negatywach, które doświadczyła w bardzo krótkim czasie. Wszystko ją przytłaczało i czuła, że dłużej nie da rady. Z dnia na dzień opuszczały ją chęci i siły do oddychania, i mimo, że otaczali ją prawie sami ludzie, których kochała postanowiła odpuścić. Nie chciała dalej brnąć korytarzami na zajęcia, wymuszać uśmiechów, plotkować z przyjaciółkami i umawiać się z chłopakami,. Bo po co gdy w środku czuła się pusta, wykorzystana i niechciana? Nikt nie poradziłby sobie z tym co ją wypełniało a serce samo w końcu przestało by bić, prawda? Ona widziała w tym ucieczke od przeszłości, chciała być wreszcie wolna od wspomnień, które sprawiały jej tyle bólu. Kiedyś nie zdobyła by się na tak poważny krok, uważała, że tacy ludzie są niestabilni emocjonalnie. Że nie doceniają życia, że są zagubieni i nie chcą aby ktoś im pomógł wyrwać się z dna. Jednak zdawała sobie sprawe, że trzeba być odważnym aby się do tego posunąć.
Zeszła z parapetu i pokonała dzielącą ją przestrzeń. Otworzyła szafke nocną i złapała za pierwszą rzecz, która rzuciła jej się w oczy i z hukiem zatrzasnęła. Ukucnęła aby wyjąć jeszcze butelke ognistej z pod łóżka, podeszła do drzwi i zamknęła na zamek poczym zajęła z powrotem miejsce przy oknie. Chwyciła za różdżke i jednym machnięciem rzuciła zaklęcie wyciszające na pomieszczenie.
Odkręciła korek i wysypała zawartość pudełeczka na ręke, podniosła drżącą dłoń do ust ale po chwili ją opuściła. Samobójstwo to największy grzech więc nie mogła liczyć na trafienie do nieba. Może jednak jej odpuszczą i zrozumieją dlaczego to zrobiła? Nie była do końca pewna swojego zamiaru, bała się co ją czeka po drugiej stronie ale nie mogła już dużej czekać.
- Jesteś gryfonką a gryfoni słyną z odwagi, prawda?. - spytała szeptem sama siebie i zamknęła podpuchnięte od płaczu powieki. Stanęła jej przed jego twarz i już wiedziała co robić, nie miała wątpliwości. Szybko wzięła całą zawartość i upijając kilka łyków z butelki połknęła. Po jej policzkach popłynęły kolejne tego wieczoru łzy ale nie czuła żadnej różnicy, nic się nie działo. Dopiero po ośmiu minutach gdy już miała wziąć kolejną dafke butelka wypadła jej z ręki i upadła na ziemie rozbijając się na miliony małych kawałeczków. Oczy zaszły mgłą i straciła świadomość tego gdzie się znajduje. Ręcę i nogi odmawiały posłuszeństwa i nawet gdy spadła z parapetu wbijając sobie odłamki szkła w poniektóre części ciała już nic nie czuła, zamknęła tylko oczy i cieszyła się, że zazna spokoju.