sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 1. " Pożeracz chęci. "



~ " Istniejemy, póki ktoś o nas pamięta. "


Nieobecna wpatrywała się w kominek gdzie płomienie walczyły ze sobą zajadle. Oczy zaszklone, twarz bez wyrazu a po bladych policzkach ciekły strumienie łez. Czuła się pusta od środka, tak jakby nie posiadała żadnych wewnętrznych organów i komórek dzięki, którym mogłaby normalnie funkcjonować. Przed oczami miała tylko widok przyjaciółki leżącej na ziemi i myśl o tym co mogło doprowadzić ją do takiego czynu. Już dawno zauważyła, że z Hermioną jest coś nie w porządku, próbowała z nią porozmawiać ale była jak księga z działu zakazanych. Rok zaczął się dwa miesiące temu a młoda Granger od dwóch tygodni nie wychodziła ze swojego pokoju, nie mówiła ani słowa i smutnymi oczami wpatrywała się w sufit. Ginny pamiętała wszystko jakby to było wczoraj a minęło już 14 dni, 14 długich dni odkąd ruda nie mogła zmrużyć oka zastanawiając się ciągle nad obecną sytuacją. Nie mogła udawać, że wszystko jest w porządku gdy tak naprawdę nic nie było, mogła tylko siedzieć bezradna i czekać. Ale im dłużej czekała w tym gorszym była stanie.
- Ginevro. - cichy szept wydobył się się z czyjegoś gardła przy jej uchu. Nie zwracała na niego uwagi ale osoba się nie poddawała, położyła dłoń na jej ramieniu. - Ginevro.
Przechyliła lekko głowę i spojrzała zapłakanymi oczami w brązowe tęczówki chłopaka.
- O co chodzi? - zapytała cicho drżącym głosem.
- Chodź coś zjeść. - wyciągnął do niej rękę ale ją zignorowała, po co miałaby iść na kolacje skoro nie przełknełaby ani kęsa?
Chłopak westchnął, wstał z kanapy stając na przeciwko niej i uklęknął. Wziął w dłonie jej drobną, zimną twarz i spojrzał w oczy, które kiedyś tryskały radością a teraz nie wyrażały żadnych emocji prócz cierpienia.
Jego też to wszystko przytłaczało, próba samobójcza Hermiony wstrząsnęła nim tak jak każdym w Hogwarcie. Nikt nie mógł uwierzyć, że ta inteligentna i zawsze uśmiechnięta gryfonka postanowiła odebrać sobie życie. Nieraz przyłapał się na myśleniu o tym co ją do tego skłoniło i ile musiała znieść bólu, że podjęła właśnie taką decyzje. Była najlepszą przyjaciółką dziewczyny, którą się interesował a i on zaczynał się z nią zaprzyjaźniać. Dogadywali się, często ją rozśmieszał gdy ta była naburmuszona przez jego przyjaciela, nawet status krwi już dawno przestał mieć znaczenie. Do głowy by mu nie przyszło, że tego dnia gdy wraz z Draconem pili we wspólnym salonie prefektów naczelnych ona za ścianą wcale nie walczyła o ostatni oddech. Krzyk zrozpaczonej Ginevry do tej pory go prześladował, tak jakby ciągle była puszczana ta sama płyta.
' - Powiedziałeś już wiewiórze? - zapytał zaciekawiony blondyn dokańczając ognistą ze szklanki.
- Chciałem to dzisiaj zrobić ale nie było okazji, poza tym nadal nie jestem pewny tej decyzji. Boję się, że mnie odrzuci.- odparł sącząc alkohol. Chciał dolać koledze ale ten zaprzeczył machnięciem ręki.
- Za półtorej godziny mam dyżur, nie chce znowu ogłuchnąć gdy Granger będzie darła ryja gdy przyjde zalany w trupa.
Ciemnoskóry wzruszył tylko ramionami i się roześmiał na wspomnienie rozśwcieczonej gryfonki i ślizgona trzymającego się za głowę. 
- To było epickie. - klepnął go mocno w plecy przez co Malfoy o mało nie spadł z kanapy. Posłał mu jeden ze swoich srogich spojrzeń.
- Epickie? - doprowadził się do ładu i przeczesał dłonią włosy. - Stary, prawie mi bębenki uszne uszkodziła.
Blaise uśmiechnął się pokazując rząd białych zębów. Był przekonany, że gdyby Malfoy był kobietą już by się na niego rzucił zrywając jego ulubioną fioletową koszule. Nagle do pokoju jak torpeda wpadła ognistowłosa z uśmiechem od ucha do ucha, Zabini wiedział, że w pobliżu tej dziewczyny nie można się smucić, zarażała wszystkich swoim pozytywnym nastawieniem.
- Kto jest najmądrzejszą uczennicą w szkole i dostał Wybitną z transmutacji? - wypięła piersi i podniosła dumnie brodę. - Ta dziewczyna. - wskazała na siebie kciukiem i się roześmiała. 
- Ściągałaś. - rzucił Draco i przyjrzał się dokładnie młodszej gryfonce.
- Jak można ściągać na Transmutacji Malfoy? - podniosła pytająco brwi i oparła dłonie na biodrach. - Zresztą nieważne, nawet Ty mi nie popsujesz tego dnia. Idę podziękować Mionce za pomoc. 
Skierowała się do drzwi od pokoju dziewczyny ale gdy chwyciła za klamkę okazały się zamknięte. 
- Dziwne. - mruknęła i odwróciła się do chłopaków. - Hermiona gdzieś wychodziła?
- Nie. Pewnie znowu uczy się jakiejś książki na pamięć i Cie nie słyszy. - odpowiedział z kpiną siedzący do niej tyłem Draco. Wyciągnęła różdżkę z prawego karmelowego kozaka, były tak długie, że spokojnie się zmieściła. Razem z Hermioną wpadła na ten pomysł gdy oglądały jeden z mugolskich seriali o czarodziejach. 
- Alohomora. - usłyszała przekręt zamka i drzwi ustąpiły.
Blaise przypatrywał się chwile Ginny po czym wstał z zamiarem wzięcia drugiej butelki z blatu gdy po całym dormitorium rozległ się krzyk dziewczyny. Po plecach przeszły mu ciarki, spojrzał ukradkiem na przyjaciela, który też nie wiedział co się dzieje. Chwile patrzyli sobie w oczy po czym skinęli głowami i oboje ruszyli w kierunku pokoju starszej gryfonki. Widok, który tam zastał sprawił, że ugięły się pod nim kolana.'
Potrząsnął głową chcąc pozbyć się wspomnienia, nie tak chciał spędzić tamten dzień. Miał nadzieje na wyznanie prawdy rudej o jego uczuciach ale do tej pory nie miał okazji, gdyż dziewczyna nie zwracała na niego uwagi zbyt pochłonięta myślami. Zdał sobie sprawę, że ciągle przed nią klęczy i trzyma jej twarz w dłoniach, podniósł się ale usiadł obok niej i ją przytulił. Ta tylko wtuliła się mocniej w jego klatkę piersiową i dała popłynąć kolejnym łzom ze zmęczonych oczu. Jedną ręką gładził ją po plecach a drugą głaskał po włosach, po chwili jednak trochę się uspokoiła i odsunęła się. Wstała i bez żadnego słowa zatrzasnęła się w łazience. Pokiwał tylko ze zrezygnowania głową i wygodniej się rozsiadł. W tym samym czasie drzwi od dormitorium otworzyły się i wszedł przez nie Draco w obecności czarnowłosej dziewczyny. Blaise zerwał się z miejsca i momentalnie do niej podbiegł zamykając w mocnym uścisku. 
- Spokojnie Blaise bo mnie udusisz. - roześmiała się i również objęła chłopaka. 
- Jak ja za Tobą tęskniłem Angelo. - odparł i zaprowadził ją na jeden z foteli a sam zajął miejsce na przeciwko. Draco zaś wyjął butelkę ognistej oraz trzy szklanki i zajął miejsce obok przyjaciela na kanapie. 
- Miałaś zacząć naukę od września a nie w środku listopada. - spiorunował ją wzrokiem ale zaraz obdarzył kolejnym uśmiechem. 
- Musiałam zostać dłużej w San Diego, babcia zachorowała i musiałam się nią zająć. Na szczęście ma już zapewnionią opiekę więc wróciłam. - odparła i spojrzała na niego ciemnymi oczami pełnymi szczęścia. Blaise podkochiwał się kiedyś w młodej Angeli ale ta wolała pozostać w przyjacielskich stosunkach ze względu na to, że sama była w kimś już zakochana. Teraz również dostrzegał jej zalety. Rysy twarzy jak anioła, mały śliczny nosek, oczy prawie czarne, długie falowane włosy takiego samego koloru, śnieżna cera i te usta, które aż prosiły się o to by je całować. Jednak już nie czuł tych dobrze znanych mu motylków w brzuchu, które towarzyszyły mu gdy młoda Weasley znajdowała się w pobliżu. Przypomniał sobie nagle jak zobaczył ją na peronie, szła z wielkim kufrem w towarzystwie Hermiony, Wybrańca i Wiepszleja i śmiała się z jakiegoś głupiego żartu Pottera. Już wtedy wiedział, że rok szkolny z tą gryfonką nie będzie taki nudny. 
- Czy Ty mnie w ogóle słuchasz? - ocknął się i spojrzał na czarnowłosą.
- Możesz powtórzyć? - zapytał i lekko się uśmiechnął przepraszając. 
- Pytałam się czy kogoś poznałeś ale po Twojej nieobecnej minie odpowiedź już znam. - wyszczerzyła się i wstała zajmując miejsce po środku ślizgonów. - Tak w ogóle gdy byś chciał wiedzieć to zostałam przydzielona do Slytherinu. 
- Z takim charakterem nie dziwie się tiarze. - odburknął Draco pod nosem na co Zabini wybuchł śmiechem. 
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne Draco! - trzepnęła go w tył głowy na co ten spojrzał na nią zaskoczony po czym wciągnął na swoje kolana. 
- I tak wiem, że mnie kochasz. - uśmiechnął się złośliwie i złapał tak, że nie mogła się ruszyć, jedną ręką zaczął ją gilgotać co wywołało szarpanie się u dziewczyny i śmiech. 
- Draco puszczaj. - miotała się we wszystkie strony ale nie ustępował. - No proszę! 
- A co będę z tego miał? - podniósł pytająco brwi.
- Satysfakcje.
- Nie, powiedz, że jestem najprzystojniejszym chłopakiem z jakim kiedykolwiek przyszło Ci rozmawiać. - dołączył drugą dłoń do gilgotania dziewczyny. 
- Dobrze, już dobrze! Jesteś najprzystojniejszym chłopakiem z jakim kiedykolwiek przyszło mi rozmawiać! - krzyknęła przez łzy. - A teraz na wszystkich merlinów puść mnie!
Chłopak zluźnił uścisk a ta zerwała się jak poparzona i skarciła go wzrokiem. 
- Wiesz, że tego nie lubię. - warknęła i odwróciła się do niego tyłem.
- Wiem. - powiedział kąśliwie i pociągnął ją za nadgarstek, żeby usiadła z powrotem. Niechętnie zajęła miejsce.
- Nienawidze Cie. - wytknęła mu język i przybliżyła się bardziej do czarnoskórego, który patrzył na przyjaciół śmiejąc się. 
- I tak Cie kocham. - cmoknął ją w policzek ale ta tylko machnęła ręką, po chwili jednak roześmiała się a Draco wraz z Zabinim dotrzymali jej towarzystwa. Blondyn jednak momentalnie się opanował przypominając sobie o sytuacji z przed dwóch tygodni i spojrzał w strone drzwi gryfonki.
- Wychodziła może? - zapytał się Zabiniego ale pokręcił przecząco głową, westchnął. 
- Kto taki? - czarnowłosa spojrzała na niego.
- Nikt, nie ważne. - odburknął.
- No to może ktoś raczy poczęstować mnie szklaneczką ognistej co? - wzruszyła ramionami i klasnęła w dłonie ignorując zachowanie chłopaka.
- Ciebie? Przecież Ty masz słabą głowę, już po jednej będziesz leżała. - zawtórował jej Draco na co prychnęła. 
- A chcesz się założyć, że wypije więcej od Ciebie? - już sięgała po alkohol ale ktoś znowu wtargnął do dormitorium nieproszony a Ginny w tym czasie wyszła z łazienki. Trójka ślizgonów podniosła wzrok i patrzyła na byłego gryfona, który cztery lata temu ukończył Hogwart. Ginny na jego widok rzuciła mu się w ramiona a Blaise z Zabinim patrzyli na to z przymrużonych powiek. Tylko Angela była zaciekawiona nowym gościem i dziewczyną o rudych włosach, gdyż zobaczyła zazdrosne spojrzenie Zabiniego. W duchu bardzo cieszyła się, że chłopak sobie ją odpuścił bo widziała jak cierpiał a jej zbyt mocno na nim zależało, żeby na to patrzeć.
- Oliver Wood. - warknął Draco wstając z kanapy. - Matka nie nauczyła Cie, że wypada zapukać?
- Nie przyszedłem do Ciebie Malfoy. - powiedział spokojnie i spojrzał na tulącą się do niego dziewczyne, wyglądała jak siedem nieszczęść. - Ginny mogłabyś mi pokazać gdzie jest Hermiona? 
Pokiwała głową i wzkazała palcem drzwi na których widniał herb jej domu, gdy Oliver ruszył w tamtą strone spojrzała na Blaise i na siedzącą obok niego dziewczyne, bardzo ładną dziewczyne. Obrzuciła ją tylko nienawistnym spojrzeniem i wyszła trzaskając drzwiami.

Leżała przykryta pod samą szyje kołdrą z przymkniętymi oczami. Ciągle karciła się za to, że nie wybrała skuteczniejszego sposobu a nie badziewnych tabletek, które na nic się nie przydały. Nie wiedziała nawet po co w ogóle ją ratowali, nie mogli dać jej odejść? W końcu sama tego chciała a oni nie mieli prawa ingerować w jej decyzje. Powinni ją zostawić i dać odejść w spokoju wtedy kiedy tego chciała. Była wściekła na wszystkich, zwłaszcza na Ginny, która ją znalazła. Jednak nie mogła się na nią gniewać zbyt długo, gdyż za bardzo jej na niej zależało. Ruda przychodziła codziennie do niej i próbowała wyciągnąć jakiekolwiek informacje ale bez skutku. Nie mogła nic nikomu powiedzieć, za bardzo się bała. Wstydziła się również tego jak później będą na nią patrzeć i wytykać palcami. Nie zniosła by kolejnym kąśliwych uwag skierowanych pod jej adresem. Po starciu i pokonaniu Voldemorta stała się słaba, zamknięta w sobie. A sytuacje szkolne wcale jej nie pomagały, wręcz przeciwnie. Jeszcze bardziej zmotywowały ją do zakończenia tego wszystkiego. Co chwilę zza drzwi słyszała donośne śmiechy i zazdrościła tym ludzią. Zazdrościła im tego, że potrafili cieszyć się z życia gdy ona kroczyła po dnie. Kiedy oni świetnie się bawili a ona leżała i nic nie robiła aby zmienić nastawienie. No bo po co? Czuła się zbędna, była tylko kolejną czarodziejką chodzącą do szkoły magii i czarodziejstwa, wcale nie różniącą się od innych, no bo co było w niej nadzwyczajnego? Nic, zupełnie nic.
Usłyszała, że ktoś otwiera drzwi do jej pokoju. Pewna, że to znowu Ginny nawet nie otworzyła oczu. Gdy poczuła czyiś oddech na swojej twarzy i mocny zapach męskich perfum dopiero wtedy podniosła powieki. Gdy go zobaczyła momentalnie jej źrenice się rozszerzyły z zaskoczenia.
- Widzę, że nie śpisz. - powiedział chłopak i uśmiechnął się do niej lekko.
Naciągnęła kołdrę na twarz nie chcąc z nim rozmawiać, mocno przymknęła oczy prosząc Boga aby tylko się nie rozpłakała.
Wood delikatnie chwycił za róg kołdry i odkrył twarz dziewczyny wraz z ramionami, wyglądała okropnie. Blada, wychudzona, podkrążone oczy i włosy w nieładzie. Jak człowiek może się doprowadzić do czegoś takiego?
- Hermiono. - szepnął lekko ją potrząsając.
- Co Cie tu sprowadza? - zapytała cicho odwracając się do niego tyłem, czuła jak materac ugina się pod jego ciężarem.
- Chce porozmawiać. - odparł spokojnie, już nie raz musiał przeprowadzać takie rozmowy ale jeszcze nie robił tego z dawną przyjaciółką.
- Nie zamierzam o tym z Tobą rozmawiać więc możesz już sobie iść.
- Hermiono... - zaczął ale dziewczyna mu przerwała.
- Nie będę powtarzać. - warknęła i podniosła się do pozycji siedzącej mierząc go surowym wzrokiem. - Idź już.
Widząc, że chłopak nie ruszył się z miejsca opadła na poduszkę i nie zwracała na niego uwagi, zdenerwował się.
- Nie będę owijał w bawełnę, ze Świętego Munga mnie tu wysłali. Myślą, że zagrażasz sobie i osobą w swoim otoczeniu. - powiedział na jednym wdechu, wolał być szczery a nie łżeć.
- No to lepiej niech nie myślą bo im to nie wychodzi. Jeśli już skończyłeś to proszę o opuszczenie mojego pokoju, nie mam ochoty na towarzystwo.
Spojrzał na nią zaskoczony i potrząsnął głową, nie mógł przyzwyczaić się do nowej Hermiony.
- Posłuchaj Granger, jeśli nie zaczniesz normalnie funkcjonować zamkną Cie. Tego chcesz? Powiedz mi co się stało z tamtą Hermioną, która nie dawała se w kasze dmuchać? Która nigdy się nie poddawała? Gdzie ona jest?
- Hermiona, którą znałeś już dawno umarła Oliverze. - odwróciła się do niego ze smutnym wyrazem twarzy.
- Sama nie wierzysz w to co mówisz, tamta Hermiona zawsze w Tobie będzie, czy tego chcesz czy nie. Ale to Ty musisz chcieć, żeby wróciła. - przymknął oczy bo nie wiedział jak z nią rozmawiać, zawsze była uparta i trudno było cokolwiek z niej wyciągnąć. Mógł co prawda użyć ligilimencji ale nie chciał jeszcze bardziej tracić zaufania dziewczyny. Jego zadaniem było dowiedzenie się prawdy ale z kimś takim nie miał szans na to.
- Wcale nie chce, żeby wracała.
Poczuł jak wszystko w nim wrze, co się do cholery działo z tą dziewuchą? Nie taką Hermione zapamiętał... Przybliżył się i mocno złapał ją za ramiona.
- Posłuchaj, przyszedłem tutaj w dobrych zamiarach, chcę Ci pomóc, wszyscy chcą. Nie obchodzi Cie jak czuje się przez Ciebie Ginny? Odpychasz ją i nie potrafisz z nią normalnie porozmawiać, izolujesz się od wszystkich Hermiono. Naprawdę jesteś taką egoistką, że myślisz tylko o sobie?
- To teraz Ty mnie posłuchaj... - wyrwała się i wstała z łóżka. - Nie wiesz przez ile przeszłam więc nie masz prawa mnie oceniać bo sam wcale nie jesteś święty. Potrafię sama o siebie zadbać, więc przestańcie się wtrącać w moje życie. To była moja decyzja a żadne z was nie miało prawa mi jej odbierać. A teraz opuść to pomieszczenie zanim wyprowadzisz mnie całkowicie z równowagi. - w oczach zbierały jej się łzy ale zachowała kamienny wyraz twarzy. Nie mogła teraz zmięknąć, nie przy nim.
- Właśnie widać jak sobie radzisz Hermiono, próbując się zabić! - wstał i doszedł do niej.
- Nie Twój interes, będę chciała to zrobię to jeszcze raz i zadbam o to, żeby żadne z wam mnie nie znalazło!
- Czy Ty siebie słyszysz, kompletnie Ci odbiło! - złapał się za głowe zamykając oczy.
- Przestań się mieszać w moje życie, nie masz własnego?! - krzyknęła na niego wśiekła, sprawiała mu ból ale teraz to się dla niej nie liczyło. Czego Ci wszyscy ludzie od niej chcą? Przecież nie pragnęła tak dużo, tylko spokoju. A oni muszą naciskać psując wszystko.
- A nie przyszło Ci do głowy, że mi na Tobie zależy?
- Zależy? Nie potrafiłeś przez cztery lata wysłać nawet wiadomości do Harry'ego czy Rona, więc nie mów mi, że Ci zależy bo w to nie uwierzę! A teraz wynoś się stąd!
- Hermiono. - wypowiedział jej imię ledwo słyszalnie, nie potrafił rozstać się z nią w takiej złości. Zresztą co powie w Świętym Mungu? Wysłali go tylko dlatego, że się zgłosił, takto dziewczynie trafiłby się ktoś surowy kto nie obdarzając jej jakąkolwiek rozmową teleportował się z nią i zamknął w izolatce jak kogoś psychicznie chorego.
- Nie zrozumiałeś czy mam przeliterować?
Spojrzał na nią jeszcze ukradkiem zanim doszedł do drzwi, ta świadomość, że ona gnije w czterech ścianach niszczyła i jego. Pozostała mu jedynie nadzieja, że dziewczyna się opamięta.
- Daje Ci tydzień, później już nie ode mnie będzie zależała Twoja przyszłość.
Obdarzył ją smutnym wzrokiem i wyszedł zamykając zbyt głośno drzwi. Hermiona rzuciła się na łóżko i krzyknęła w poduszkę uwalniając łzy, pieprzony Oliver!



Od autorki : Ohayo. Może na początku się przedstawie, nazywam się Angelika ale używam nicku Eve lin. W świecie blogspotu jestem dość sporo czasu, prowadze trzy blogi. Po pewnym czasie zdecydowałam się również na własną historie Dramione jako, że jestem fanatyczką tego paringu. Historia całkowicie wyjęta z mojej głowy więc oskarżenia o jakiegokolwiek kopiowanie będą nie na miejscu. Sama nie jestem za papugowaniem treści czyiś blogów więc nie posunęłabym się do takich środków. Mam nadzieje, że wszystko jasne.
Chcę podziękować za komentarze pod prologiem, choć nie było ich wiele to wszystkie mnie zmotywały za co jeszcze raz bardzo wam dziękuje, odwiedzającym również.
Proszę was też o pozostawienie swojej opini pod rozdziałem, nic nie sprawia takiej radości jak czytelnicy. Piszę dla siebie i dla was więc raczcie chociaż skomentować moją prace. Nie będę wymuszała komentarzy bo to nie w moim stylu ale muszę wiedzieć czy w ogóle jest sens pisać gdy nikogo tu nie będzie.
Rozdziały mogą pojawiać się co tydzień, dwa lub trzy. Zależy czy nauczyciele będą torturowali mnie nauką i jakie będę mieć oceny, postaram się pisać często.
Jeśli macie ochotę zapoznać się z bohaterami zapraszam do zakładki WYSTĘPUJĄ.
Linki do blogów w SPAMIE.
No cóż, to na tyle, do zobaczenia do rozdziału 2. ;))
P.S. Mam nadzieję, że się podobało, mnie osobiście nawet bardzo a rzadko jestem zadowolona ze swojej twórczości. Jeśli kogoś zawiodłam, przykro mi. Taki właśnie mam styl pisania i nie zamierzam go zminiać.

sobota, 23 listopada 2013

Prolog



~ " Są noce, gdy przyszłość traci wszelką wage, a spośród wszystkich jej chwil pozostaje tyko ta, w której postanowimy skończyć ze sobą. "


Cel życia? Chyba każdy zastanawia się jaki ma cel w życiu i co w nim osiągnie. Jednakże jest jeszcze rzecz, która żadnego człowieka nie ominie, śmierć. Śmierć może spotkać nas wszędzie, we śnie, na ulicy, za zakrętem, w szkole, w pracy czy w domu. Aczkolwiek istnieje jeszcze jeden rodzaj śmierci, samobójstwo. Niektórzy mówią, że samobójcy to tchórze, którzy nie mogą poradzić sobie z własnymi problemami a inni spostrzegają to w bardziej realny sposób, wierzą, że człowiek musiał doświadczyć potwornej krzywdy aby posunąć się do takich środków. Nie zmienia to jednak faktu, że gdy zdecydujesz się na taki krok nie ma odwrotu. Nie wiadomo czy w ostatniej chwili Cie uratują gdy przypomnisz sobie, że jednak masz po co żyć, gdy zobaczysz jednak przebłysk nadziei w swoim marnym życiu. Nie myślisz wtedy o przyszłości, wszystko się dla Ciebie zatrzymuje i istnieje tylko ta chwila. Rodzina, przyjaciele i miłość idą w niepamięć a Ty myślisz tylko o tym aby zakończyć swoje cierpienie jednym czynem.
Hermiona Jean Granger była właśnie w takiej sytuacji. Chciała uwolnić się od łańuchów, które obarczały jej ramiona. Nie pragnęła niczego innego jak uwolnienie się od tego co kiedyś nazywała życiem. Zapomniała o każdej dobrej chwili, o każdym czynie i przyjemnym doznaniu i skupiła się na samych negatywach, które doświadczyła w bardzo krótkim czasie. Wszystko ją przytłaczało i czuła, że dłużej nie da rady. Z dnia na dzień opuszczały ją chęci i siły do oddychania, i mimo, że otaczali ją prawie sami ludzie, których kochała postanowiła odpuścić. Nie chciała dalej brnąć korytarzami na zajęcia, wymuszać uśmiechów, plotkować z przyjaciółkami i umawiać się z chłopakami,. Bo po co gdy w środku czuła się pusta, wykorzystana i niechciana? Nikt nie poradziłby sobie z tym co ją wypełniało a serce samo w końcu przestało by bić, prawda? Ona widziała w tym ucieczke od przeszłości, chciała być wreszcie wolna od wspomnień, które sprawiały jej tyle bólu. Kiedyś nie zdobyła by się na tak poważny krok, uważała, że tacy ludzie są niestabilni emocjonalnie. Że nie doceniają życia, że są zagubieni i nie chcą aby ktoś im pomógł wyrwać się z dna. Jednak zdawała sobie sprawe, że trzeba być odważnym aby się do tego posunąć.
Zeszła z parapetu i pokonała dzielącą ją przestrzeń. Otworzyła szafke nocną i złapała za pierwszą rzecz, która rzuciła jej się w oczy i z hukiem zatrzasnęła. Ukucnęła aby wyjąć jeszcze butelke ognistej z pod łóżka, podeszła do drzwi i zamknęła na zamek poczym zajęła z powrotem miejsce przy oknie. Chwyciła za różdżke i jednym machnięciem rzuciła zaklęcie wyciszające na pomieszczenie.
Odkręciła korek i wysypała zawartość pudełeczka na ręke, podniosła drżącą dłoń do ust ale po chwili ją opuściła. Samobójstwo to największy grzech więc nie mogła liczyć na trafienie do nieba. Może jednak jej odpuszczą i zrozumieją dlaczego to zrobiła? Nie była do końca pewna swojego zamiaru, bała się co ją czeka po drugiej stronie ale nie mogła już dużej czekać.
- Jesteś gryfonką a gryfoni słyną z odwagi, prawda?. - spytała szeptem sama siebie i zamknęła podpuchnięte od płaczu powieki. Stanęła jej przed jego twarz i już wiedziała co robić, nie miała wątpliwości. Szybko wzięła całą zawartość i upijając kilka łyków z butelki połknęła. Po jej policzkach popłynęły kolejne tego wieczoru łzy ale nie czuła żadnej różnicy, nic się nie działo. Dopiero po ośmiu minutach gdy już miała wziąć kolejną dafke butelka wypadła jej z ręki i upadła na ziemie rozbijając się na miliony małych kawałeczków. Oczy zaszły mgłą i straciła świadomość tego gdzie się znajduje. Ręcę i nogi odmawiały posłuszeństwa i nawet gdy spadła z parapetu wbijając sobie odłamki szkła w poniektóre części ciała już nic nie czuła, zamknęła tylko oczy i cieszyła się, że zazna spokoju.